czwartek, 28 sierpnia 2014

Rozdział I

Wychodzę!- krzyknęła 17 letnia Nora Avada w głąb pustego mieszkania. Zawsze tak robiła. Pomimo, że od wypadku mieszkała sama dziwnie się czuła nie mówiąc tego wychodząc. Zamknęła za sobą drzwi i skierowała się w stronę swojej szkoły. Nie mogła oprzeć się wrażeniu że coś się dzisiaj wydarzy. Nie była tylko pewna co. Uśmiechnęła się. Te jej przeczucia. Ostatnim razem była pewna, że będzie słonecznie. I było. Dwa  tygodnie później. A ona wróciła do mieszkania cała mokra.
-Chciałabym już zawsze być licealistką…- szepnęła. Znajdowała się w parku Koen- najpiękniejszej jej zdaniem części miasta. Minęła ukwiecone alejki. Roiło się na nich od tulipanów, róż, irysów oraz narcyzów. Skręciła w prawo i już miała wyjść z parku gdy spostrzegła przy wyciętym w idealne koło krzaku jakiś biały kształt. Śmieci? Zaintrygowana podeszła bliżej i oniemiała. W trawie leżał młody chłopak. Miał białą bluzę z kapturem, białe spodnie i co najdziwniejsze białe włosy. Był cały poraniony. Jego twarz była cała we krwi. Nie ruszał się. Dziewczyna zbliżyła się i drżącymi rękami zbadała mu puls. Był słaby, ale wyczuwalny.
            -O Boże…- szepnęła Nora.- Co tu się stało? Muszę zadzwonić po karetkę!
            Z przerażeniem stwierdziła, że nie zabrała telefonu. Rozejrzała się. Czemu do jasnej cholery nie ma tu ludzi?!
            Nie mając pojęcia co zrobić dziewczyna wzięła go na plecy. Do szpitala za daleko… Postanowiła opatrzyć go w domu.  W końcu jej ojciec był lekarzem więc nauczył jej kilku rzeczy. Wtedy jeszcze nie wiedziała jak to spotkanie odmieni jej życie…
***
            Arata otworzył oczy. Nie miał pojęcia czemu, ale bolało go całe ciało. Zamrugał nieprzytomnie. Zerwał się ze strachem, gdy zobaczył pochyloną nad nim dziewczynę i syknął z bólu.
            -Co robisz? Nie powinieneś wstawać  tak gwałtownie!- powiedziała dziewczyna. Miała miły głos. Złapała go delikatnie za obandażowane ramiona i położyła z powrotem na łóżku. Chłopak spostrzegł, że jego koszulka i bluza wiszą na drzwiach pokoju, w którym się znajdował.
            -Co się… Gdzie jestem?- zapytał nadal niedobudzony.
            -Znalazłam cię nieprzytomnego w parku. Byłeś ranny, więc przyniosłam cię tutaj. Znajdujesz się w moim domu.
            -W…- nagle przypomniał sobie ostatni dzień. Wstał z łóżka ignorując protesty jego „wybawicielki”, która usiłowała położyć go tam z powrotem. Arata sięgnął po swoje ubrania. Ignorując  ból wsunął na siebie koszulkę, następnie białe rękawiczki.
            -Musisz leżeć! Zaraz pootwierają ci się rany!- krzyknęła dziewczyna. Chłopak ignorując to sięgnął po bluzę.
            -Słuchaj, Lalunia.- powiedział- Wielkie dzięki za pomoc, ale dam sobie radę. Takie rany to dla mnie nic.
            -Jeśli zaraz się nie położysz dzwonię do szpitala!- krzyknęła lekko już zirytowana dziewczyna. Podziałało. Chłopak na chwilę znieruchomiał.
            -Do… szpitala?
            -Zgadza się. Właściwie i tak miałam zamiar to zrobić. Chciałam tylko poczekać, aż się obudzisz. A ze szpitala to ty tak szybko nie wyjdziesz.
            Arata zawahał się i zaraz tego pożałował. Dziewczyna uśmiechnęła się. Wiedziała już, że ma asa w rękawie. Nieważne jak był wytrzymały. Z takimi ranami daleko nie ucieknie. Tym bardziej że drzwi były zamknięte na klucz. Chłopak z westchnieniem ściągnął bluzę i posłusznie wrócił do łóżka.
            -Mądra decyzja!- powiedziała dziewczyna- Pewnie jesteś głody? Zrobię ci coś do jedzenia.
            Arata przyjrzał się jej kiedy wychodziła. Była nawet ładna. Miała leciutko opaloną skórę, brązowe, duże oczy i długie, sięgające do pasa brązowe włosy upięte w kitkę. Ubrana była w białą koszulkę na krótki rękaw i jeansy. Włosy miała związane czarną, dużą kokardą.
            Chłopak przestał się jej przypatrywać. Ile godzin minęło od tego zdarzenia?  Może 6, może 40. Rany powinny się już wyleczyć. Zamknął oczy. Po chwili zasnął.
            Obudziło go delikatne szturchnięcie w ramię i zapach ciepłej zupy. Koło niego stała brązowowłosa z miską. Arata usiadł na łóżku. Dziewczyna podała mu miskę i przysunęła stolik. Chłopak zaczął jeść- z początku niechętnie, potem coraz bardzie łapczywie.
            -Nie masz talentu kulinarnego, co?- powiedział gdy skończył.
            Dziewczyna zignorowała to.
            -Nazywam się Nora Avada. A ty?- zapytała
            -Jestem Arata Yosuke.
            -Dziwne imię.
            -Nie chcę słyszeć tego od kogoś, kto nazywa się jak domek lisa.
            Wkurzyła się.
            -Ty chamie!- krzyknęła- Ja ci ratuje życie a ty mi się tak odwdzięczasz?! Krytykujesz moją kuchnię i mnie obrażasz?!
            -Dobra, dobra! Uspokój się! Przepraszam! Żartowałem!
***
Naprawdę mam pecha. Jak już kogoś uratuję to on okazuje się kompletnym chamem!- pomyślała Nora. Westchnęła i kontynuowała przesłuchanie.
            -Co się stało? Dlaczego znalazłam cię nieprzytomnego w parku z takimi ranami?
            -Znalazłem pewien przedmiot. Postanowiłem zbadać, co to jest. Coś poszło nie tak. Przedmiot okazał się być przejściem do waszego świata. Aktualnie nie wiem, jak wrócić do swojego.- odpowiedział zapytany.
            Dziewczyna odsunęła się troszkę
            Nie dość, że cham, to jeszcze świr! Albo poprzestawiało mu się w głowie od wypadku…
            Arata najwyraźniej spostrzegł, że mu nie wierzy, bo podniósł rękę i wskazał na stojący na stole kubek. Kubek uniósł się odrobinę po czym spadł na stolik i roztrzaskał się na drobne kawałeczki.

            -Hej! Rozbiłeś mój ulubiony kubek!

2 komentarze:

  1. Słaba budowa zdań i trochę kiepskie opisy, ale ciekawa fabuła i postaci. Radziłabym używać częściej słownika wyrazów bliskoznacznych, aby unikać powtarzania tych samych wyrazów.
    Czekam jednak na ciąg dalszy opowiadania, bo widzę, że z tego może wyjść coś dobrego :D
    Pozdrawiam i życzę weny.
    ~Syrin

    OdpowiedzUsuń
  2. Zgadzam się z koleżanką powyżej ^^^ oraz sądzę,iż warto czytać dalej c:
    Życzę weny <3
    Do nast. Lily :D

    OdpowiedzUsuń