wtorek, 10 listopada 2015

Rozdział VI

- Jesteś pewien?
Białowłosy pokiwał powoli głową.
- Nie ma wątpliwości, że wygląda tak samo jak to, które mnie tu przeniosło.
- Sądzisz, że wszystko, co mówił Xavery jest prawdą? Przecież jest tutaj już tak długo... Nikt nie rozpoznał, ze nie jest z tego świata? Chociaż to tłumaczyłoby jego nagłe zniknięcia. - Przygryzła wargę, krzyżując ręce na piersi.
- My również nie mieliśmy większych problemów z przeniknięciem do tutejszej społeczności. Ludzie nie są zbyt spostrzegawczy. - wtrącił Lyx, czyszcząc ze spokojem swoje wąsy.
Nora oparła się o ścianę, wyglądając przez okno. Westchnąwszy cicho, odwróciła się powoli do Araty.
- To zaczyna mnie już przerastać. Mówisz, że za pomocą tego czegoś - wskazała na komunikator leżący na stole - można podróżować między światami? Od tak?
- Z grubsza tak to właśnie wygląda. Chyba.
- Twoje "chyba" mnie nie przekonuje. - poleciła głową. - Więc masz zamiar próbować wrócić?
- Nie ufam mu. Nie zrobię tego ponownie tylko dlatego, że on tak powiedział. - Ciągle pamiętał, jak skończyła się jego ostatnia próba zbadania tego przyrządu, jak się okazało - komunikatora. Nie dość, że znalazł się pokierszowany w obcym miejscu, to jeszcze od tamtej pory cierpiał na nieustające migreny, których przyczyny nadal nie poznał.
Nie, z pewnością nie miał zamiaru ryzykować... Przynajmniej na razie. Najpierw musiał ustalić parę rzeczy.
- Jaki masz zamiar? - usiadła przy stole naprzeciwko niego, patrząc mu z powagą prosto w oczy i opierając podbródek o nadgarstki.
- Chcę... Przemyśleć całą tę sytuację i dopiero później zastanowić się nad tym, co powinienem robić dalej. - powiedział po chwili namysłu, ostrożnie cedząc słowa.
- Mam tylko nadzieję, że nie zrobisz nic głupiego.
Białowłosy patrzył na nią przez chwilę w milczeniu, po czym prychnął pod nosem. Odwrócił się od niej i oparł na chwilę ręką o framugę drzwi.
- Możesz być o to spokojna. - mruknął wychodząc z pomieszczenia. W ślad za nim ruszył biały kocur, rzucając dziewczynie jakby przepraszające spojrzenie.
Nie widziała powodu, by iść za nimi, więc gdy po jakimś czasie wstała, zamiast zostawać w domu, postanowiła wybrać się do pobliskiego parku.
Na zewnątrz było dosyć ciepło, wobec czego nie trudząc się nakładaniem na siebie dodatkowych warstw odzieży, zasznurowała tylko buty i już po krótkim czasie przechadzała się wypielęgnowanymi ścieżkami. Nadal dokładnie pamiętała, w jakich okolicznościach poznała Aratę. Nic się nie zmienił od tamtego czasu; w dalszym ciągu był tak samo irytujący. Uśmiechnęła się do siebie nieznacznie na tę myśl. Mimo wszystko nie mogła powiedzieć, iż go nie polubiła, tak minimalnie, tylko odrobinkę. Oprócz swoich wad, miał przecież także zalety i zdarzały się chwile, w których był całkiem pomocny.
Musiała sobie wszystko jeszcze raz dogłębnie przemyśleć. Fakt, widziała gadające koty, kolesi potrafiących rozbijać kubki wzrokiem, zwierzęta znikające do jakiś wisiorków, ale wiedza, iż niewielkie... coś stanowiło bramę do innych światów... Po prostu to zaczynało być zbyt dziwne. I jeszcze dochodziła do tego wiadomość, jakoby jej znajomy ze szkoły miał nie być tym, za kogo się podawał przez ostatnie dwa lata.
Zbyt wiele rzeczy działo się w jednym miejscu, by można to było uznać za przypadek.
Ponadto musiała się zastanowić, co powinna robić dalej. Jeżeli białowlosy postanowi wrócić, powinna mu tak po prostu na to pozwolić? A może najpierw należałoby to jakoś wyjaśnić w szkole, by nie robić problemów? Tylko co miała powiedzieć? "Psorze, ten chłopak z naszej klasy, wie Pan, ten albinos, wziął pudełko i zniknął. Od tak, po prostu. Ale niech się Pan nie martwi, jest z nim jego gadający kot."
Przystanęła na parę sekund, patrząc w niebo. Coś czuła, że czekał ją dłuugi spacer.

***

Białowłosy klęczał przy niewysokim stoliku nocnym stojącym w jego pokoju i obracał w palcach komunikator. Podjął już decyzję odnośnie tego, co powinien uczynić. Nie wiedział tylko, czy była ona słuszna. Nie był w stanie zaufać Xaveremu na tyle, by bez zastanowienia zrobić to, o czym mówił. Być może nie miał powodów by kłamać, jednak dlaczego miałby mówić prawdę? Musiał mieć z tego jakieś korzyści, na typ bezinteresownego altruisty raczej nie wyglądał. Arata nie chciał bezsensownie ryzykować, mając na uwadze incydent sprzed kilku miesięcy, jednak jeżeli dzięki temu mógł poznać odpowiedzi na dręczące go pytania, był gotów podjąć wyzwanie. Taki już był z niego człowiek, który lubił być dobrze poinformowany. O jakiej grupie mówił Xavery? Czym dokładniej był komunikator? Co się działo w jego świecie? Irytował go fakt, że nie wiedział tego.
Spojrzał kątem oka na śpiącego Lyxa. Powinien go narażać czy może lepiej byłoby zostawić go tutaj? Nora zapewne nie miałaby nic przeciwko, jednak kocur mógłby nie zgodzić się na taki układ albo próbować go zatrzymać. Z drugiej strony porzucenie bez słowa wyjaśnienia również nie wchodziło w grę. Tym razem nie zrobi tego na własną rękę. Postanowił, że zdradzi przyjaciołom choć rąbek swoich planów.
Przerwał rozmyślania, gdy drzwi od domu otworzyły się i do mieszkania padła Nora.
- Cześć - rzuciła, pocierając zamarznięte dłonie. Być może wyjście na zewnątrz bez cieplejszego ubrania nie było zbyt dobrym pomysłem.
Wstawszy z cichym jękiem z podłogi i odłożywszy urządzenie na blat, podszedł do dziewczyny. Ta spojrzała na niego pobieżnie i uśmiechnęła się lekko.
- Wymyśliłeś już coś? - zapytała.
Skinął nieznacznie głową i skierował się w stronę kuchni, która notabene od pewnego czasu pełniła funkcję sali obrad.
- Musimy porozmawiać.
Brązowowłosa wpatrywała w niego pytająco, aczkolwiek po chwili opamiętała się i ruszyła za nim.
Gdy opadł na krzesło, uczyniła to samo i spojrzała mu w oczy.
- Co zamierzasz? - powtórzyła swoje pytanie sprzed kilku godzin. Tym razem Arata nie wahał się i odwzajemniając spojrzenie odparł:
- Użyję komunikatora i spróbuję wrócić.
- Kiedy chcesz to zrobić?
- Jak najszybciej; jeszcze dzisiaj.
- W porządku. - uśmiechnąwszy się jakby pokrzepiająco, wstała i wyszła z pomieszczenia, zostawiając odrobinę skołowanego Aratę. Co jak co, ale spodziewał się trochę bardziej emocjonalnego podejścia z jej strony. Ostatecznie wzruszył ramionami tłumacząc to sobie tym, iż ta sprawa przecież jej nie dotyczyła. Wobec tego został jeszcze Lyx...
Zerwał się gwałtownie, usłyszywszy huk. Szybkim marszem udał się do pomieszczenia, z którego dobiegał. Gdy stanął w progu, jego oczom ukazał się dość niecodzienny widok. Nora stała na palcach przyciśnięta do szafy, usiłując utrzymać nad głową duże, kartonowe pudło. Z jego wierzchu leciały na ziemię jakieś bibeloty. Chciała włożyć je z powrotem na najwyższą półkę, jednak była na to odrobinę za niską, przez co jej wysiłki zaowocowały niczym.
- Ups. - mruknęła, nie zwracając najmniejszej uwagi na chłopaka, który wszedł do pokoju i z westchnieniem odebrał jej pojemnik, stawiając go na jego miejsce, podczas gdy ona pozbierała wszystkie przedmioty z ziemi. Następnie wrzuciła je do dużej, podróżnej torby.
- Co ty robisz?
- Pakuję się. Nie widać? - odparła nie przerywając zbierania najróżniejszego rodzaju ubrań, przedmiotów do higieny czy bandaży.
- Czemu? - teraz już zupełnie nic z tego nie rozumiał.
- Jadę z tobą.
Przez chwilę po prostu wpatrywał się w nią z otwartymi ze zdziwienia ustami. Wyrwawszy się w końcu z odrętwienia, skrzyżował ręce na klatce piersiowej.
- Niby dlaczego miałbym cię zabierać? Tym bardziej, że nie jestem do końca pewien czy to działa.
- Jesteś nieporadny, niesamodzielny, nie puszczę cię samego, może znowu coś ci się stać... Mam wymieniać dalej? - zatrzymała się pośrodku pokoju, patrząc na niego wyzywająco.
- Więc lepiej żeby coś stało się nam obojgu? Nie rozśmieszaj mnie. Poza tym co cię to właściwie obchodzi? - prychnął.
- Zachowujesz się jak dziecko, nawet w tym momencie! To chyba logiczne, że jako kobieta czuję się za ciebie odpowiedzialna! A o mnie się martwić nie musisz. Doskonale dam sobie radę.
- Podobnie jak ja. - zapadła przedłużająca się cisza, w trakcie której mierzyli się tylko nawzajem wzrokiem. Przerwał ją dopiero Lyx, wchodząc do pomieszczenia.
- Co się tutaj dzieje? - zapytał, wyczuwając napiętą atmosferę. Arata odetchnął głęboko, po czym powiedział na jednym wdechu:
- Mam zamiar wykorzystać komunikator jeszcze dzisiaj, a ona ma chce próbować wraz ze mną.
Kot przez jakiś czas nic nie mówił, by następnie wybuchnąć.
- Czy was już do reszty porąbało, durni ludzie?! - krzyczał. - Czyżbym był jedynym normalnym w tym domu? Ja, gadający kot! Ten świat schodzi na psy. Nie ma mnie dosłownie parę godzin, wstaję, a tu się takich rzeczy dowiaduję! Przemyśleliście to chociaż?
- Owszem. Nie proszę, byś szedł ze mną. Wybieram się sam. Jeśli wszystko będzie w porządku, to wrócę po ciebie najszybciej jak będę mógł. - podjął natychmiastową decyzję.
- No chyba śnisz. Idę z tobą, nie zatrzymasz mnie. - obruszyła się brunetka.
- Świetnie. - rozłożył ręce, rozglądając się w około z dziwną miną, która z pewnością nie wyrażała zadowolenia. - Niech mam najmniejszego zamiaru za ciebie odpowiadać. Jeśli coś się stanie, będziesz mogła obwiniać tylko siebie. A jeżeli już nie wrócisz? Co z twoim bratem?
- Wszystko będzie dobrze - ucięła. - Lukasowi nic się nie stanie. Pewnie nawet się nie zorientuje.
- Nie mam najmniejszego zamiaru ponosić za to odpowiedzialności. - Omiótł krytycznym wzrokiem jej torbę. - Ale to tutaj zostaje.
Nora uśmiechnęła się szeroko, jednak zaraz ponownie spochmurniała słysząc, że ma zostawić swój bagaż. Zdecydowanie jej się to nie spodobało. Nie chciała co prawda wszczynać kolejnej kłótni, aczkolwiek nie mogła powstrzymać się od zapytania z jakiego to powodu. Arata spojrzał na nią jak na idiotkę.
- A po cholerę mamy to targać? Przecież wszystko mam u siebie. Poza tym lepiej nie obciążać tego czegoś. - wskazał kciukiem na komunikator. - Nie mamy wystarczających informacji odnośnie tego, jak może się to zachować. Dodatkowa masa, którą miałoby przenieść mogłaby okazać się niekorzystna albo dla nas, albo dla samego urządzenia.
- Sądzisz, że to aby na pewno dobry pomysł? - upewnił się kot, wskakując z gracją na ramię białowłosego.
- Nie. Ale trzeba spróbować.
Lyx przełknął ślinę w swój własny, koci sposób, po czym zaskoczył z nim niego i potruchtał do komunikatora, podsuwając go za pomocą nosa nieco bliżej.
- Czasami zastanawiam się jakim cudem wylądowałem z tobą. Cudem jest, że jeszcze żyję. Przez twoje "genialne pomysły" mogłem stracić już wszystkie moje kocie życia. - pokręcił pyszczkiem, obserwując sięgającego po urządzenie chłopaka. - Wiesz chociaż chociaż jak obsługuje się to ustrojstwo?
- Chyba tak. Jeszcze nie próbowałem.
- Nie żebym uważała to za mądre, ale możesz zaczynać? - wtrąciła Nora.
Białowłosy zastukał lekko w niektóre miejsca, po czym nacisnął ledwo widoczny wcześniej przycisk na jednym z boków pudełka. Na chwilę rozbłysło ono ostrym światłem, spowijając całą trójkę. Kiedy zgasło, nie było najmniejszego śladu obecności ani komunikatora, ani żadnego z nich.

***

Nora z jękiem podniosła się z zimnej ziemi. Zakręciło się jej w głowie, więc złapała się za skroń, próbując choć trochę opanować zawroty. Gdy udało jej się to przynajmniej w jakimś stopniu, wstała z klęczek i w końcu mogła rozejrzeć się wokół.
Pierwszym, co rzuciło jej się w oczy, było brunatne niebo, rozciągające się ponad ruinami miasta, na obrzeżach którego właśnie się znajdowała. Podobny przygnębiający widok otaczał ją ze wszystkich stron. Gdy przyjrzała się jednej z zawalonych budowli, zobaczyła gęsty, czarny dym unoszący się z niej, zupełnie tak, jakby jej upadek zdarzył się jeszcze niedawno.
- Nie bierz torby, mówili. Będzie niepotrzebnie przeszkadzać, mówili. - mruknęła pod nosem.
Dopiero teraz dostrzegła białowłosego stojącego w oddali, wpatrującego się pustym wzrokiem przed siebie. Obok niego siedział Lyx, z tym samym wyrazem pyska.
- Co się tutaj stało...? - zapytał bezgłośnie, zatrzymując wzrok na zgliszczach miasta, które do niedawna było jego domem.
Zbliżyła się do niego, kładąc mu dłoń na ramieniu. Oczywiście oczekiwała pewnych wyjaśnień, jednak stwierdziła, iż może to nieco poczekać.
- Idziemy? - zapytała. Była ciekawa, jak wyglądało jego życie tutaj. Z jego nielicznych wypowiedzi dotyczących tego miejsca, spodziewała się czego innego; jakiegoś wysoce rozwiniętego technologicznie molochu, cudów techniki, wielobarwnych bilboardów, którymi można nacieszyć wzrok. Tymczasem powitał ją kurz, brud, zgliszcza i zniszczenie.
Nie doczekawszy się odpowiedzi z jego strony, westchnęła cicho. Nie dane jej było jednak zadanie kolejnego pytania, tym razem skierowanego do Lyxa, ponieważ nagle wokół nich dało się słyszeć zgiełk. Zanim zdążyli się zorientować, zostali otoczeni przez postacie celujące w nich bronią różnego kalibru. Arata, podobnie jak dziewczyna, podniósł ręce w geście poddania. Kot natomiast schronił się za nogą swojego pana.
- To taki tutejszy sposób powitania? - szepnęła Nora, pochylając się lekko w stronę białowłosego, na co ten pokręcił głową, zaprzeczając.
- Wy tam! - Wysoka, ubrana w ściśle przylegający do ciała czarny top i szerokie spodnie moro kobieta stanęła naprzeciw im. Miała długie, krwistoczerwone włosy związane w gruby warkocz, który przerzucony przez ramię zwisał jej z boku głowy. Patrzyła na nich modrymi oczyma spod byka, trzymając przeładowaną giwerę wymierzoną w swój cel, którym - jak się nieszczęśliwie złożyło - byli oni. Niewątpliwie była przywódczynią tej grupy, a przynajmniej kimś ważnym, co dało się wywnioskować po tym, z jakim szacunkiem była traktowana wśród towarzyszy.
- Wy tam! Jesteście z D.SEC?
Brązowowłosa przełknęła ślinę, wpatrując się w broń, która z pewnością nie była tylko straszakiem. Powoli zaczynała żałować, że uparła się by przybyć tutaj z Aratą.
Chłopak nie stracił jednak zimnej krwi. Nie zamierzał jednak ulegać obcej. Odwzajemniając zuchwale spojrzenie odparł:
- Jakiego D.SEC? O co w tym wszystkim chodzi? Jeśli chcesz opowiedzi na te pytania, najpierw wyjaśnisz nam parę rzeczy. - Przez twarz kobiety przebiegł grymas złości, jednak zniknął tak samo szybko, jak się pojawił. Ze stoickim spokojem pociągnęła za spust, pozwalając, by kula przebiła jego lewe ramię. Syknął z bólu, upadając na kolana i trzymając się za krwawiącą kończynę.
- To ja tutaj zadaję pytania. - odparła beznamiętnym tonem, gdy patrzył na nią nienawistnym wzrokiem. - Więc? Czekam na odpowiedź. Następna kulka będzie w głowę. - ostrzegła.
Nora klęknęła obok niego, osłaniając go.
- Stój! - krzyknęła. - Chętnie odpowiedzielibyśmy na wszystko, jednak tymczasowo ani ja, ani mój przyjaciel nie jesteśmy zbytnio zorientowani w obecnej sytuacji. Przed chwilą się tutaj obudziliśmy i...
- Wystarczy. - przerwała jej ostro czerwonowłosa. - Twierdzisz, że dotychczas leżeliście tutaj nieprzytomni i nic nie wiecie o D.SEC?
- Dokładnie. - odparła szybko dziewczyna, widząc kątem oka, iż Arata otwiera usta, a czymkolwiek było to, co chciał powiedzieć, z pewnością nie było to cenzuralne.
Przywódczyni wpatrywała się w nich chwilę bez słowa, po czym odwróciła się, wchodząc między swoich towarzyszy i chowając broń.
- Zwiążcie ich. - rzuciła na odchodnym. - Są podejrzani, ale nie sądzę, by stanowili większe zagrożenie. Bierzemy ich ze sobą. Na miejscu zdecydujemy co z nimi zrobić. Pilnujcie też kota. Coś mi mówi, że to jeden z Tomodachi. Uważajcie szczególnie na tego pyskatego. - wydała polecenia, po czym zniknęła im z oczu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz