wtorek, 10 listopada 2015

Rozdział V

Zatrzymał się przed wejściem do sporej wielkości budynku, w którym mieściło się liceum. Przejechał ręką po ciemnych, niezbyt długich włosach z wygolonym bokiem, przesuwając niesforne kosmyki, które zaczęły wchodzić mu w oczy. Poprawił skórzaną, czarną kurtkę otulającą jego ramiona, po czym pewnym krokiem przestąpił próg placówki.
Najchętniej w ogóle nie pojawiałby się tutaj, jednak miał robotę do wykonania - w końcu to on spieprzył sprawę i przez niego wyniknęło całe to zamieszanie. Nawet on sam nie wiedział, jakim cudem udało mu się zgubić tak ważną rzecz.
Samo jego pojawienie się wzbudziło niemałą sensację. Nie był tutaj nowy ani nic z tych rzeczy, wręcz przeciwnie. Był zapisany na liście uczniów od dobrych dwóch lat, jednakże rzadko zdarzało się, by przyszedł na jakąkolwiek lekcję. Niejednokrotnie jego rówieśnicy dziwili się, jakim cudem jeszcze stamtąd nie wyleciał. Co prawda kiblował, nie mogąc przejść do następnej klasy z taką ilością wagarów i słabymi ocenami, jednak nie robił niczego, by to zmienić. Nie był licealistą i nigdy się nim nie czuł. Czemu więc miałby go udawać?
Mocnym szarpnięciem otworzył drzwi za którymi znajdowała się klasa i wszedł do środka.
Obrzucił pogardliwym spojrzeniem siedząca przy oknie parę młodych ludzi, dziewczynę i chłopaka, zawzięcie ze sobą dyskutujących na jakiś temat.
Jego nagłe pojawienie się podczas przerwy sprawiło, że większość głosów ucichła, a ich właściciele wpatrywali się z ciekawością w jego osobę.
Jaki był powód tego, iż w końcu się tutaj pojawił? - zdawały się mówić spojrzenia.
Ciemnowłosy zignorował to i zajął swoje miejsce z tyłu klasy, krzyżując nogi na blacie ławki i ukradkiem obserwując białowłosego, którego do tej pory nie miał okazji poznać oraz brazowowłosą, która - jeśli się nie mylił - była pierwszoroczniakiem, Norą. Była to właśnie ta parka, która wcześniej kłóciła się między sobą. Teraz, tak samo jak inni, w ciszy patrzyli na niego, jakby był jakimś egzotycznym zwierzątkiem
/cholera, to irytujące/
po to, by za chwilę powrócić do wcześniejszego rytmu. Właśnie dlatego nie lubił takich zbiorowisk. Ludzie tutaj byli zbyt ciekawscy.
Wyciągnął się wygodnie na krześle i zamknął oczy.

***

- Kto to jest? - szepnął Arata, pochylając się ku Norze i wpatrując znacząco w chłopaka, który wszedł do sali. Nie podobał mu się; czuł, że jest z nim coś nie tak, choć jeszcze nie wiedział co.
- Xavery Reich. Powinien znajdować się w innej klasie, jednak nie zdał w zeszłym roku. - odparła równie cicho brązowowłosa, wkładając niesforny kosmyk za ucho.
- Dlaczego w takim razie wcześniej go nie widziałem?
Dziewczyna wzruszyła ramionami.
- Nieczęsto się tutaj pojawia. Mówią, że to z powodu spraw rodzinnych. Czemu pytasz? Wiem, iż jego wygląd może trochę zaskakiwać, jednak nie słyszałam, by kiedyś zrobił coś nieodpowiedniego.
Albinos pokręcił głową.
- Nie chodziło mi o to. W każdym razie będę miał na niego oko.
Nora nie dopytywała o co chodzi, a Arata nie miał zamiaru wyjaśniać jej czegoś, czego sam nie rozumiał.
Dziewczyna wiedziała, że jej znajomy ma swoje dziwactwa i już dawno przestała się nimi interesować.
Tłumaczyła to sobie jako różnicę kulturalne wynikające z faktu, iż zostali wychowani w dwóch różnych realiach.
Wyciągnęła z torby paczkę paluszków w czekoladzie i podsunęła ją chłopakowi pod nos.
- Chcesz trochę? - zapytała, potrząsając jej zawartością. Arata odmówił, co nie zraziło brązowowłosej i nie przeszkodziło jej w spokojnym zchrupaniu smakołyku.
Opakowanie pokazało już swoje dno, kiedy do ich stolika zbliżył się Xavery. Bez słowa wyjaśnienia podał Aracie niewielką, zwiniętą karteczkę, a następnie opuścił salę, zostawiając za sobą zaskoczonych znajomych. Gdy minął pierwszy szok, Nora szybkim ruchem wyciągnęła z rąk białowłosego wiadomość i rozprostowała ją.
- Hej! Nie uważasz, że nie powinnaś czytać cudzych konwersacji?!
Z cichym "phi!" wzniosła oczy ku górze, po czym skierowała wzrok na kartkę. Przez chwilę jej wzrok błądził po starannie wykaligrafowanych literach.
Dzisiaj o szesnastej przy sali gimnastycznej. Nie spóźnij się. - głosił napis na papierze, który brązowowłosa przeczytała na głos.
Spojrzała na Aratę.
- Wiesz o co może chodzić? - zapytała.
Chłopak wyglądał na nie mniej zaskoczonego niż ona.
- Nie mam pojęcia. - powiedział powoli.

***

Kiedy większość uczniów opuściła już placówkę, Arata pożegnawszy się z Norą, ruszył w stronę sali sportowej.
Chociaż zwykle nawet po zakończeniu zajęć dało się tutaj słyszeć odgłosy gry, dzisiaj nie dało się dostrzec w tamtej okolicy nikogo. Było mu to całkiem na rękę; mógł w spokoju porozmawiać z Xaverym i dowiedzieć się o co chodzi, nie martwiąc się przy tym o możliwość posłuchania.
W końcu doszedł do umówionego miejsca. Rozejrzał się wokół, szukając wzrokiem czarnowłosego chłopaka.
Dostrzegł go siedzącego na niewielkim murku. Był wygięty w tył tak mocno, iż zważając na fakt, że znajdowała się za nim pustka, Arata zaczął zastanawiać się kiedy młodzieniec wychyli się na tyle, by wylądować po drugiej stronie.
Pomimo tego, że gdyby nie jego szyja, jego głowa zwisałaby gdzieś na plecach, i tak jego twarz była przysłonięta krótką grzywką. Nie poruszył się ani o milimetr od przybycia białowłosego. Minęła chwila zanim chłopak zorientował się, że kiwająca się na wszystkie strony głowa nie jest wcale oznaką jakiejś choroby układu nerwowego, a w uszach Xaverego tkwią niewielkie słuchawki.
- Hej! - krzyknął nowoprzybyły.
Czarnowłosy znieruchomiał, jednak dopiero po dłuższej chwili podniósł się do pionu i podszedł do Araty, uśmiechając się szeroko.
Gdy był niecałe dwa metry od niego, rzucił mu niewielki, prostokątny przedmiot.
- Rozpoznajesz to? - założył ręce na klatce piersiowej. Białowłosy chwycił rzecz i przyjrzał jej się.
- Skąd to masz?! - zapytał ostro, na co jego rozmówca tylko się roześmiał.
Otóż owy przedmiot, który znajdował się teraz w dłoniach Araty był niczym innym niż pudełkiem, przez które wynikła cała ta sytuacja. Dokładnie pamiętał, jak kilka miesięcy temu siedział przy stole w swojej pracowni, dłubiąc śrubokrętem w jego wnętrzu, próbując odgadnąć jego przeznaczenie.
- Więc nie pomyliłem się, co? - Xavery zbliżył się na niebezpieczną odległość. Trzymając ręce w kieszeniach nachylił się w stronę swojego rozmówcy. - To ty jesteś naszym uciekinierem.
Białowłosy przełknął ślinę, usiłując pozbyć się wielkiej guli, która narosła mu w gardle.
- Kim ty jesteś? - zapytał cicho, mrużąc oczy.
Czarnowłosy zignorował jego pytanie w zamyśleniu wpatrywał się w jego oczy.
- Gdybym cię teraz zabił, nikt nie dowiedziałby się o mojej wpadce... -Młody Yosuke zacisnął odruchowo pięści, przybierając pozycję obronną. - ...jednak wtedy przegapiłbym całą zabawę. - szyby znajdujące się najbliżej, jakby na komendę roztrzaskały się na drobne kawałki, obrazując zdenerwowanie Araty. Xavery uśmiechnął się pod nosem.
- Telekinetyk, hmm? To możne być jeszcze bardziej ekscytujące niż sądziłem... - powiedział tak cicho, że tylko on sam mógł to dobrze usłyszeć. - Spokojnie, dzieciaku. Nic ci nie zrobię. Przynajmniej na razie. - wyprostował się i odsunął nieco. - Wiesz, narobiłeś mi sporo problemów. Zdajesz sobie sprawę z tego, czym jest trzymany przez ciebie przedmiot? - zaczął prawie przyjacielsko.
Białowłosy, tymczasowo niezdolny do odpowiedzi, pokręcił przecząco głową.
- Oczywiście, skąd mogłeś wiedzieć? W końcu cywile nie powinni mieć dostępu do tych informacji. Trzymasz telekomunikator używany przez naszą grupę. Uszkodzony. - sprecyzował.
- Kim ty do cholery jesteś? - wbijając paznokcie we wnętrze dłoni i starając się mówić jak najspokojniej, chłopak obrzucił czarnowłosego uważnym spojrzeniem.
- Xavery Reich. Myślałem, że to imię jest już ci znane. - wzruszył ramionami.- Na tym urządzeniu ustawione są współrzędne, które umożliwią ci powrót do domu. Nie mogę zagwarantować, iż będzie to bezpieczne. Równie dobrze możesz zginąć próbując. Na razie to wszystko, co miałem do powiedzenia. Jaką decyzję podejmiesz? Zapomnałbym. Jeżeli postanowisz wrócić radziłbym się zbytnio nie wychylać. Nie będziesz miał także szansy na powrót do tego świata. Tak jak mówiłem, komunikator jest uszkodzony, a ja nie mam zamiaru go naprawiać.
Przy następnym spotkaniu będziemy wrogami. Zapamiętaj to. Wtedy zabiję cię bez wahania. - odwrócił się tyłem. - Mam nadzieję, że okazałem się pomocny. Ah, i pod żadnym pozorem nie wolno ci rozpowiadać od kogo masz te informacje. Przełożony by mnie zabił. - odszedł, pozostawiając oszołomionego Aratę sam na sam ze swoimi myślami. Oraz dziwnym komunikatorem w ręku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz